piątek, 12 lipca 2013

Lulu Home

Kochani,
w związku z tym, że projekt Lulu został potraktowany przeze mnie zupełnie poważnie postanowiłam rozszerzyć swoją działalność. W związku z tym zapraszam Was wszystkich moi podczytywacze do polubienia mojego nowego bloga, którego formuła będzie podobna do Lulu Decor, ale postaram się zaciekawić Was nowymi pomysłami. Już teraz zapraszam na Lulu Home. Odwiedzajcie też stronę Lulu na facebooku - tutaj. Ruszamy już niedługo, przygotowania trwają!
A zatem ahoj przygodo, zaczynamy nowy rozdział.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Czyżby przyszła???

Wiosna, tak tak chyba już nikt nie ma wątpliwości że zaczęła atak, i myślę, że nikomu nie przeszkadza plucha na chodniku, bo mi sama gęba się cieszy gdy brodzę po kostki w pośniegowym błocie :D Na tę porę roku jestem uzbrojona odpowiednio, więc zniosę wszystko, tylko niech nasza wspaniała wiosna już zawita na dobre.



Nie mogłam powstrzymać się dzisiaj od małego spaceru, mam nadzieję, że w przyszły weekend wszyscy odkurzamy rowery i wsiadamy jak jeden mąż na dwa kółka. Precz z samochodem!!! - hasło na nadchodzący sezon :)
Udało mi się wczoraj popełnić nowe twory. Seria poduszek "Papillon" bo tak ją nazwałam muszę rzec nieskromnie, ale bardzo mi przypadła do gustu. Styl trochę starofrancuski, trochę shabby chic, poza tym ich rozmiar jest dużo większy niż poprzednich i myślę, że daje to bardzo pozytywny efekt. Zaklinając wiosnę umieściłam tego motylka, ale motylowe grafiki będą częściej u mnie gościć, w końcu logo zobowiązuje ;)




Po wielkanocnych wypiekach pozostała mi duża ilość lemon curd, czyli cytrynowego muso-kremu. Bardzo polecam Wam stosować go do wszelkiego rodzaju wypieków, jest orzeźwiający i ze słodkimi ciastkami typu beza tworzy ciekawe połączenie. Ja uraczyłam dziś łakomczuchów na rodzinnym obiadku bezikami z lemon curd i nie słyszałam negatywnych opinii. Przepis znajdziecie na blogu mojewypieki.pl, który serdecznie Wam polecam w poszukiwaniu słodkich inspiracji. Nie dosyć, że znajdziecie tam pyszne przepisy, to jeszcze te zdjęcia..... no ja się rozpływam.





Wraz z przebłyskiem słońca i stosunkowym ociepleniem zabrałam się do studiowania nowych lektur. Jestem straszliwa noga jeśli chodzi o uprawę warzywek, a w tym roku czeka mnie pierwsza przeprawa przez grządki. Już nie mogę się doczekać, ale chcę do tematu podejść profesjonalnie, także zaczynam od teorii a jutro zabieram G. i pędzimy wybierać nasionka, bo już ostatni dzwonek !!! Trzymajcie kciuki :)

 
Życzę Wam wspaniałego, ciepłego, pełnego słońca i dobrej energii tygodnia. Jak zawsze czekam na Wasze komentarze. Zastanawiam się nad wprowadzeniem nowego działu do bloga - ZRÓB TO SAM. Czy macie ochotę poinspirować się trochę, samemu zacząć tworzyć ciekawe dekoracje do domu???
Zostawiam Was zatem i pędzę na wieczór filmowy ;)
Lulu

czwartek, 4 kwietnia 2013

Idzie nowe

Witajcie po świętach.
 Nie będę przepraszać, że nie było mnie tu tak długo, bo nie wiem czy znowu się to nie powtórzy. 
Ostatnio zaczęło brakować czasu na wpisy, ale nie zapomniałam o blogu, o nie! Szczerze to w taką aurę jak mamy za oknem najchętniej zamknęłabym się w szafie i przeczekała do lepszych czasów. Nic to, nie można być "miętkim", gorąca herbatka z miodem i cytrynką na rozgrzewkę i lecimy! 
A na poprawę humoru zakupiłam dziś stos wnętrzarskich gazetek i już myślę o urządzaniu mojego nowego małego miejsca na ziemi! Nie będzie to dom, ale coś innego...jeszcze Was potrzymam trochę w niepewności, ale już niedługo powolutku zacznę się chwalić ostatnimi zdobyczami i moimi planami.


 

Wracając do gazetek, pewnie część z Was zna już "Moje SMAKI ŻYCIA". To naprawdę świetny miesięcznik, jeśli jeszcze o nim nie słyszeliście to zapraszam do "Biedronki":) Tam Smaki Życia występują w jakże przyjemnej cenie niecałych 3 zł. Jest już kwietniowy numer, który z każdą stroną napawa optymizmem, że nasza wiosna już tuż tuż. Przepisy witaminowe rewelacja, każdy znajdzie coś dla siebie, ale Moje Smaki Życia to też pomysły na tworzenie ciekawych dekoracji i spędzanie wolnego czasu. W ostatnim numerze znajdziecie też naprawdę świetne przepisy na dania z kasz, którymi ostatnio intensywnie się interesuję (i Wam polecam), i ciekawe informacje o pysznym toskańskim chianti! Myślę, że na blogu podzielę się z Wami moimi doświadczeniami z przygotowywania tychże smakołyków.


Jakiś czas temu obiecałam Wam, że dam kilka wskazówek jak w łatwy, tani i przyjemny sposób stworzyć szafkę łazienkową. Otóż mój pomysłowy G. wymyślił szafkę z...przewijaka dla niemowląt, który znaleźliśmy w IKEI. Szklarz wkleił nam lustro, ja go pomalowałam na jakżeby inny jak nie biały kolor, dorobiliśmy półeczki , wieszaczki i gałeczki i oto jest - nasza jedyna, niepowtarzalna szafka. Nie wiem czy znaleźlibyśmy ładniejszą, ale nie o to nam chodziło. Spróbujcie stworzyć coś sami do swojego domu, nie musi być to nic wielkiego, drobiazg wystarczy, a jestem pewna, że choćby nie było doskonałe to sprawi Wam większą frajdę aniżeli coś kupionego.



Zostawiam Was moi podczytywacze, u mnie śnieg nie daje za wygraną, zatem udaję, że go nie widzę i myślami przemierzam pachnące łąki w poszukiwaniu inspiracji. 
Miłego końca tygodnia,
Lulu


środa, 20 marca 2013

A czy ty lubisz kaszę???

Tak tak, to pytanie do każdej i każdego z Was! Często słyszymy o pozytywnym wpływie kaszy na nasze zdrowie, w końcu "kasza matka nasza", ale czy rzeczywiście jemy jej tyle ile powinniśmy?? Często wynika to z braku pomysłu na ciekawe danie z kaszą, poza tym jest ona kojarzona z zapychaczem, ale to nieprawda! Ja jestem miłośniczką wszelkiego rodzaju kasz, najmniej niestety tej najlepszej dla nas człowieków - gryczanej, ale powoli też zaczynam się i do niej przekonywać. Nie będę tu wypisywała o dobroci jaką daje nam jedzenie kaszy, ale chciałabym abyście zwrócili uwagę na jej spożycie w waszym jadłospisie. Ja na blogu też postaram się przemycać kaszowe dania.
Piszę o tym również z tego powodu, że miałam okazję brać ostatnio udział w pięknej kampanii na rzecz rozpowszechnienia jedzenia kaszy przez nas Polaków. Kampania "Lubię kaszę" ruszyła z kopyta 12 marca i jeszcze wiele wiele atrakcji w związku z nią ma się odbyć. Na razie zapraszam Was serdecznie na stronę kampanii - lubiekasze.pl, na której znajdziecie mnóstwo informacji o tym jaka kasza, na co i dlaczego, i co najważniejsze przepisy, których na kaszę nam tak bardzo brakuje. Nie wiem czy wiecie, że z kasz można zrobić wszystko (dosłownie), zaczynając od pasztetu, "polskiego sushii:)", placków i na ciastach skończywszy. Także nie zastanawiając się długo zapraszam do sklepu po kaszę i gotujemy!


I jeszcze jedno - pamiętajcie, żeby nie kupować kaszy w tzw. więzieniu (jak mawia Pan Andrzej Polan), czyli woreczku, bo gotując ją w plastiku, a potem wylewając wodę tracimy wiele składników. Najlepiej zagotować i odstawić do zaparzenia na kilka godzin.




Na koniec jeszcze dodam, że miałam swój mały udział w rozpoczęciu kampanii kaszowej, gdyż na tę okazję wykonałam fartuszki, które mam nadzieję, że się przyjęły. Załączam kilka zdjęć i życzę Wam miłego tygodnia. U mnie wyszło słońce!!!! Czyżby wiosna walczyła???


Pozdrawiam i czekam na Wasze komentarze, czy lubicie kaszę???
Lulu

środa, 13 marca 2013

Arabica czy robusta?

Witam Was po bardzooo długiej przerwie. Na wstępie przepraszam moich stałych podczytywaczy, że tak długo musieliście czekać na kolejny wpis. Miałam trochę pracy, o której więcej napiszę w kolejnym poście, bo jeszcze nie mam zdjęć :) A dzisiaj taki senny, ZIMOWY (niestety) nastrój więc chciałam Wam napisać słów kilka o naszym ulubionym napitku - kawie. Podejrzewam, że większość z Was, podobnie jak i ja do pewnego czasu, nie zwraca większej uwagi na smak zaparzanej kawy, bo i tak dolewamy mleka żeby zabić nieprzyjemną gorycz małej czarnej. Do niedawna nie wyobrażałam sobie picia kawy bez mleka, aż przyszedł ten dzień gdy spróbowałam naprawdę dobrej jakości arabicę, do której mleko było zbędne, a wręcz zabijało walory smakowe! Jeśli tak ja picie kawy to dla Was przyjemność, lubicie to robić z książką lub dobrym czasopismem w ręku, polecam Wam zwrócenie większej uwagi na to jakiej jakości kawę pijemy. Tylko ile osób tyle smaków. Jedni lubią gorycz, inni specyficzny kwaśny smak, a jeszcze inni (o zgrozo!) rozsmakowują się w rozpuszczalnej. Kawa rozpuszczalna jest delikatniejsza od typowych kaw nierozpuszczalnych, ale poza smakiem, który w większości wypadków jest sztucznie osiągany niewiele ma wspólnego z prawdziwymi ziarnami kawowca. Ja bym raczej nazwała ją napojem kawowym. Nie jestem tu jednak po to, aby kogoś pouczać jaką kawę ma pić. Każdy lubi to co lubi :) ale znalazłam kilka ciekawych informacji na temat kawy, i chciałam się z Wami podzielić, abyśmy przy następnej filiżance byli mądrzejsi o taką niecodzienną wiedzę ;)


Nie wiem czy wiecie, że pierwszymi smakoszami kawy były kozy! Etiopski pasterz Kaldii zauważył, że jego kozy po spożyciu czerwonych jagód z pewnego tajemniczego drzewa robią się niezwykle pobudzone. Świat islamu jako pierwszy wprowadził do swojego "jadłospisu" picie kawy, a jej parzenie było okryte tajemnicą. Wprowadzono nawet zakaz eksportu sadzonek kawowca!  Jednak kto przybywał do Konstantynopola, nie mógł odmówić sobie skosztowania "małej czarnej" w tamtejszych Domach Kawowych. W końcu ludzie nie mogli powstrzymać ciekawości i wykradli sadzonki kawy, które przez Cejlon i Jawę rozpowszechniły się w Azji, i dalej Ameryce Południowej i Afryce.
Dla Nas Polaków lubiących popijać kawę duże znaczenie powinno mieć nazwisko Jerzego Franciszka Kulczyckiego, który po bitwie pod Wiedniem (1683 r.) odnalazł olbrzymie ilości worków pozostawionych przez Turków. Europejczycy nie wiedzieli wówczas czym jest ziarno w workach, twierdzili, że to karma dla koni, ale Kulczycki, który wiele podróżował po świecie znał się na rzeczy i....chwilę potem otworzył pierwszą w Wiedniu kawiarnię!
Tyle historii, ale jaką kawę wybrać? Istnieją dwa podstawowe gatunki - arabica i robusta. Ta pierwsza jest delikatniejsza, ma korzenny lub czekoladowy posmak, jest popularniejsza, mimo, że jej uprawa jest trudniejsza, bo rośnie wyłącznie w tropikalnym klimacie na wysokości od 900 do 2000 m. Robusta jest z kolei mocniejszą kawą, zawiera od 2 do 4,5% kofeiny (arabica maksymalnie 1,7%), ma bardziej charakterystyczny smak, trochę kwaskowaty, mocniej czuć gorycz. Robustę używa się najczęściej do parzenia espresso, bo pozwala osiągnąć charakterystyczną piankę.


Wbrew powszechnej opinii, że espresso to kawa mocna, stawiająca na nogi, nie zawiera ona najwięcej kofeiny, bo jest to kawa parzona krótko, a kofeiny w napoju mamy tym więcej, im dłużej gorąca woda oddziałuje na zmielone ziarna. Co poza pobudzeniem? Kawa ułatwia koncentrację, poprawia naszą pamięć, przyspiesza przemianę materii, usprawnia pracę przewodu pokarmowego. Dobrze działa na naszą wątrobę i pęcherz, posiada cenne przeciwutleniacze, które zapobiegają rozwojowi niektórych chorób nowotworowych. Ale uwaga, wszystko musi mieć swój umiar! Jedna filiżanka jest ok, chociaż osoby chore na serce i kobiety w ciąży nie powinny rozkoszować się w małej czarnej.
Pozostawiam Was zatem w pobudzonym nastroju, życzę wyśmienitych doznań kawowych, a już jutro nowy wpis o moich tworach. Wybaczcie, że kończę, ale już nie mogę doczekać się dźwięku maszyny ;)
P.S. Mój G. obchodził wczoraj okrągłą rocznicę urodzin, w związku z czym otrzymał ode mnie wyjątkowy prezent, poniżej kilka ujęć ;)

Aha, i pamiętajcie, że kawa lubi ciepło!
Pozdrawiam,
Lulu


czwartek, 21 lutego 2013

Kuchenne rewolucje vol.2 i olkuszowe zauroczenie


Dzisiejszy post piszę już od rana i nie mogę się zorganizować ;) Tak to już jest jak w głowie pełno pomysłów, planów i chęć realizacji wszystkiego jednocześnie. Chciałam Wam zaprezentować moje nowe fartuszki. Jeden jest związany z zadaniem jakie teraz realizuje, a drugi został przygotowany na specjalne zamówienie - urodziny! Wszystkiego najlepszego Aniu!





Chciałam Wam jeszcze pokazać jedną rzecz, jaką dzisiaj dostałam, a właściwie dwie :) Pierwsza to dzbanek, na który polowałam bardzo długo, ale nigdzie nie mogłam idealnego znaleźć. A tu nagle moja mama wyszperała taki, który pasuje mi "jak ulał" ;)! Jest to nasz polski dzbanek, z fabryki "Olkusz", która istnieje już 106 lat i której jestem wierną fanką. Uwielbiam przeglądać skandynawskie sklepy z akcesoriami kuchennymi, m.in. Ib Laursen, Krasilnikoff, ale my Polacy też możemy poszczycić się pięknym wzornictwem. "Olkusz" to nie tylko emaliowane garnki, chociaż do czajnika, który posiadam mam wielki sentyment i nie zamieniłabym go na żaden inny super wypasiony! Ta firma produkuje również mnóstwo innych świetnych akcesoriów kuchennych, dobrze znanych przez nasze babcie, teraz trochę zapomnianych, ale zaczynających powracać do łask Polaków, choć już i nie tylko Polaków. Olkuska emalia pasuje do takich wnętrz, które mają w sobie duszę. Ja polując na dzbanek robiłam to też z myślą o mojej samotnej kance. Teraz już kanka ma kolegę dzbanka ;), a w tak doborowym towarzystwie więcej im nic nie trzeba! No chyba, że kwiatków od kochanego G :)



 Wiem wiem, truskawki o tej porze roku to zbrodnia, ale te dostałam i szczerze to nie są takie najgorsze w smaku, nawet przypominają truskawkowy aromat, a wygląd...sami widzicie, miodzio!


Druga rzecz przyjechała do mnie w czasie pisania posta! Książka, na którą czekałam przebierając nogami! W końcu jestem jej właścicielką. Trzecia część Subiektywnego Przewodnika po Małych Przyjemnościach "Czułym okiem" autorstwa Mimi i Zorkiego jest już też i w moim domu!!


Musicie mi wybaczyć, że już kończę, ale ta książka do mnie mówi "czytaj, czytaj, przeglądaj", więc chyba nie wypada jej odmówić ;)
Pozdrawiam Was wszystkich gorąco, mimo zimowej aury na zewnątrz! Udanego weekendu, bo już go jutro zaczynamy!
Lulu

poniedziałek, 18 lutego 2013

La vie est belle

Dzisiejszy post miał być trochę inny, planowałam poświęcić go wiosennym klimatom, trochę zdjęć moich ostatnich tworów zamieszczam, ale w związku z tym, że blog jest też swego rodzaju pamiętnikiem, chciałam chwilę zatrzymać się nad uciekającym czasem.


 Czeka mnie niedługo dość przełomowy etap w życiu, który z jednej strony nakręca bardzo pozytywnie do działania, ale z drugiej jestem pełna obaw. Żyjąc na co dzień nie zastanawiamy się nad tym co czerpiemy z życia, nie myślimy o tym czy jesteśmy szczęśliwi, nie mamy czasu na zatrzymanie się przez chwilę i popatrzenie na swoje życie z boku. Ciężkie czas nastały dla młodych ludzi zakładających rodziny, chcących żyć na pewnym poziomie, nie cierpieć z powodu niedostatku. Ale coraz częściej jest też tak, że osiągając pewien cel nie poprzestajemy na tym, ciągle nam mało. Nie doceniamy tego co mamy dopóki nie wydarzy się coś złego, wtedy dopiero uświadamiamy sobie jakimi byliśmy szczęśliwymi ludźmi, i jak bardzo chcielibyśmy wrócić do tamtych chwil sprzed złej wiadomości. Brzmi to dość katastroficznie, nic mi ani moim bliskim nie jest - aby uspokoić nastroje. Po prostu chciałabym uświadomić sobie, ale też może niektórym z Was, że życie jest piękne takie jakie mamy. Chcę nauczyć się żyć i cieszyć tym co mam, bo mam bardzo wiele miłości, dobroci, zrozumienia i wsparcia ze strony moich najbliższych. Prawdziwego szczęścia w życiu nie da nam nowy dom czy samochód, to będą tylko pozory, a chwil które uciekają nam przez palce nie możemy kupić. Ja zaczęłam cieszyć się małymi szczęściami. To, że mogę rano wstać, obudzić się w swoim małym, ciasnym mieszkanku, zrobić śniadanie sobie i komuś kogo kocham, to, że ktoś bliski specjalnie dla mnie przygotuje kawę, usmaży jajecznicę, będzie moją podporą, to że mogę realizować swoje pasje i marzenia, że inni wspierają mnie w moich dążeniach - nieważne czy to się uda czy nie, w perspektywie tak krótkiego czasu jaki spędzamy na Ziemi wszelkie niepowodzenia zawodowe to tylko głupstwo. Najważniejsze jest dobro jakie otrzymujemy i jakie możemy dawać drugiemu człowiekowi. Czasami zdarza się, że jest ciężko, bo nasz świat jest niestety strasznie materialny, ale pozytywne nastawienie do życia potrafi działać cuda! 


Uwielbiam otaczać się pięknymi rzeczami, one wprawiają mnie w lepszy nastrój, ale nie muszą to być piękne "wielkie" (czyt. drogie) rzeczy. Nawet najdrobniejszy kubek kupiony za grosze niejednokrotnie sprawił mi więcej radości niż coś "wypasionego" :) Aby być prawdziwymi szczęściarzami musimy myśleć o tym, że już nimi jesteśmy, bo jak dla mnie fakt, że mogę z wami spotkać się na łamach bloga jest ogromną radością, której nie zamierzam kumulować, ale dzielić się nią!


Trochę nostalgiczny ten post, ale jego sens miał być w gruncie rzeczy wesoły! Zamieszczam kilka zdjęć moich wiosennych ptaszków, które zaczynają wprowadzać wiosnę do domu. Na kolejnym zdjęciu umieściłam szafkę łazienkową, która została wykonana własnoręcznie! Następnym razem powiem Wam jak małym kosztem zmienić przeznaczenie i funkcję przedmiotów w zależności od naszych potrzeb.


Nieustająco czekam na Wasze komentarze. Życzę wszystkim udanego,szczęśliwego każdego dnia nowego  tygodnia, i każdego następnego również!
Lulu


piątek, 15 lutego 2013

Misz-masz

Z różnych beczek dzisiejszy post i brakowało mi odpowiedniego tytułu :) Dzisiaj pierwszy z serii przepisów na  zdrowe odżywianie. U mnie jest to dzień pod znakiem roślin strączkowych, a dokładnie soczewicy. Będąc dzieckiem nie znosiłam wszelkich produktów z soczewicą, ale z czasem człowiek mądrzeje i powoli się do niej przekonuję. Najbardziej popularne są chyba pierogi z soczewicą lub zupa, ale mało z nas wykorzystuje ją w kuchni na co dzień bez uprzedniego przetworzenia. Wystarczy ją ugotować i mamy wspaniałą bazę do różnych ciekawych potraw. Ja na dzisiaj obstawiłam zapiekankę z soczewicą i kurczakiem. Wczoraj ugotowałam chyba tonę soczewicy, zrobiłam z niej pyszną sałatkę, której przygotowanie jest banalnie proste, a jedząc mamy wrażenie, że połykamy żywe mikroelementy, gdyż soczewica jest jedną z najzdrowszych roślin strączkowych, bogatą w wapń, żelazo i białko. Nie mam jeszcze drużyny piłkarskiej do wyżywienia, w związku z czym zostało mi jej trochę i wymyśliłam ciekawy przepis, który myślę, że na stałe zagości w naszym jadłospisie.



Lekka zapiekanka z kurczakiem i soczewicą

1 filet z kurczaka
szklanka ugotowanej soczewicy
1 por
tarty ser żółty (polecam długodojrzewający Bursztyn, jest to chyba jeden z najlepszej jakości serów jakie jadłam)
makaron pełnoziarnisty
1 jajko
szklanka mleka
3 łyżki bułki tartej
sól, pieprz, przyprawa do drobiu

Filet z kurczaka pokroić na małe kawałki i usmażyć, dodać posiekanego pora, ugotowaną soczewicę i przyprawy. Makaron ugotować al dente, dorzucić do usmażonych produktów i dobrze wymieszać. Przełożyć wszystko do naczynia żaroodpornego. Można dodać pomidory z puszki, wtedy zapiekanka będzie mniej sucha. Dodać roztrzepane z mlekiem jajko, wymieszać, posypać serem i bułką tartą. Wstawić do piekarnika i zapiekać przez ok 30 minut w temperaturze 170 stopni. 





Sałatka z soczewicą

szklanka soczewicy
2 pomidory
cebula
ogórki zielone lub kiszone
kukurydza
łosoś lub tuńczyk
olej rzepakowy z pierwszego tłoczenia
przyprawy

Wszystkie produkty wymieszać, dodać przyprawy jakie lubimy i olej rzepakowy. Bardzoooo sycące i jakie zdrowe!
Smacznego!

Wczoraj miałam też małego gościa, tupot białych stópek, tak go nazwijmy ;) Bratanica pomagała mi w przygotowaniu zapiekanki, a potem były wariacje poduchowe. Nie wiedziałam, że moje twory tak podobają się dzieciom :D Wulkan energii drzemie w dzieciach, czasami się zastanawiam jak to jest, że będąc dzieckiem tak nam się wszystkiego chce, a z czasem dorastania energia, którą mieliśmy przestaje się kumulować. Niektórym to oczywiście zostaje na dorosłe życie, mam nadzieję, że okres zimowy szybko ucieknie i już niedługo my wszyscy zaczniemy biegać, uśmiechać się częściej i cieszyć każdą chwilą! Mam na wiosnę tyle planów, że przydałaby się dłuższa doba, ale narazie ciszaaa. Nic więcej nie piszę, bo niespodzianki są super!


Jak widać uchwycenie tego brzdąca na zdjęciu graniczy z cudem ;) Wujek jak zwykle pozostaje niewzruszony...


Po wyczerpującym szaleństwie miło poleżeć na cioci poduchach ;)


Tymczasem zostawiam Was na weekend w nastroju przedwiosennym, chyba czas zakupić nowe hiacynty na okno, aby trochę przywołać moją ulubioną porę roku! Zaczęłam już nowe twory, trochę wiosenne, trochę wielkanocne. Dzisiaj zapowiedź, jutro więcej fotek. Czy Wam też już zima zbrzydła? Dobrze, że luty to krótki miesiąc ;)
Tradycyjnie czekam na Wasze komentarze!
Lulu