czwartek, 21 lutego 2013

Kuchenne rewolucje vol.2 i olkuszowe zauroczenie


Dzisiejszy post piszę już od rana i nie mogę się zorganizować ;) Tak to już jest jak w głowie pełno pomysłów, planów i chęć realizacji wszystkiego jednocześnie. Chciałam Wam zaprezentować moje nowe fartuszki. Jeden jest związany z zadaniem jakie teraz realizuje, a drugi został przygotowany na specjalne zamówienie - urodziny! Wszystkiego najlepszego Aniu!





Chciałam Wam jeszcze pokazać jedną rzecz, jaką dzisiaj dostałam, a właściwie dwie :) Pierwsza to dzbanek, na który polowałam bardzo długo, ale nigdzie nie mogłam idealnego znaleźć. A tu nagle moja mama wyszperała taki, który pasuje mi "jak ulał" ;)! Jest to nasz polski dzbanek, z fabryki "Olkusz", która istnieje już 106 lat i której jestem wierną fanką. Uwielbiam przeglądać skandynawskie sklepy z akcesoriami kuchennymi, m.in. Ib Laursen, Krasilnikoff, ale my Polacy też możemy poszczycić się pięknym wzornictwem. "Olkusz" to nie tylko emaliowane garnki, chociaż do czajnika, który posiadam mam wielki sentyment i nie zamieniłabym go na żaden inny super wypasiony! Ta firma produkuje również mnóstwo innych świetnych akcesoriów kuchennych, dobrze znanych przez nasze babcie, teraz trochę zapomnianych, ale zaczynających powracać do łask Polaków, choć już i nie tylko Polaków. Olkuska emalia pasuje do takich wnętrz, które mają w sobie duszę. Ja polując na dzbanek robiłam to też z myślą o mojej samotnej kance. Teraz już kanka ma kolegę dzbanka ;), a w tak doborowym towarzystwie więcej im nic nie trzeba! No chyba, że kwiatków od kochanego G :)



 Wiem wiem, truskawki o tej porze roku to zbrodnia, ale te dostałam i szczerze to nie są takie najgorsze w smaku, nawet przypominają truskawkowy aromat, a wygląd...sami widzicie, miodzio!


Druga rzecz przyjechała do mnie w czasie pisania posta! Książka, na którą czekałam przebierając nogami! W końcu jestem jej właścicielką. Trzecia część Subiektywnego Przewodnika po Małych Przyjemnościach "Czułym okiem" autorstwa Mimi i Zorkiego jest już też i w moim domu!!


Musicie mi wybaczyć, że już kończę, ale ta książka do mnie mówi "czytaj, czytaj, przeglądaj", więc chyba nie wypada jej odmówić ;)
Pozdrawiam Was wszystkich gorąco, mimo zimowej aury na zewnątrz! Udanego weekendu, bo już go jutro zaczynamy!
Lulu

poniedziałek, 18 lutego 2013

La vie est belle

Dzisiejszy post miał być trochę inny, planowałam poświęcić go wiosennym klimatom, trochę zdjęć moich ostatnich tworów zamieszczam, ale w związku z tym, że blog jest też swego rodzaju pamiętnikiem, chciałam chwilę zatrzymać się nad uciekającym czasem.


 Czeka mnie niedługo dość przełomowy etap w życiu, który z jednej strony nakręca bardzo pozytywnie do działania, ale z drugiej jestem pełna obaw. Żyjąc na co dzień nie zastanawiamy się nad tym co czerpiemy z życia, nie myślimy o tym czy jesteśmy szczęśliwi, nie mamy czasu na zatrzymanie się przez chwilę i popatrzenie na swoje życie z boku. Ciężkie czas nastały dla młodych ludzi zakładających rodziny, chcących żyć na pewnym poziomie, nie cierpieć z powodu niedostatku. Ale coraz częściej jest też tak, że osiągając pewien cel nie poprzestajemy na tym, ciągle nam mało. Nie doceniamy tego co mamy dopóki nie wydarzy się coś złego, wtedy dopiero uświadamiamy sobie jakimi byliśmy szczęśliwymi ludźmi, i jak bardzo chcielibyśmy wrócić do tamtych chwil sprzed złej wiadomości. Brzmi to dość katastroficznie, nic mi ani moim bliskim nie jest - aby uspokoić nastroje. Po prostu chciałabym uświadomić sobie, ale też może niektórym z Was, że życie jest piękne takie jakie mamy. Chcę nauczyć się żyć i cieszyć tym co mam, bo mam bardzo wiele miłości, dobroci, zrozumienia i wsparcia ze strony moich najbliższych. Prawdziwego szczęścia w życiu nie da nam nowy dom czy samochód, to będą tylko pozory, a chwil które uciekają nam przez palce nie możemy kupić. Ja zaczęłam cieszyć się małymi szczęściami. To, że mogę rano wstać, obudzić się w swoim małym, ciasnym mieszkanku, zrobić śniadanie sobie i komuś kogo kocham, to, że ktoś bliski specjalnie dla mnie przygotuje kawę, usmaży jajecznicę, będzie moją podporą, to że mogę realizować swoje pasje i marzenia, że inni wspierają mnie w moich dążeniach - nieważne czy to się uda czy nie, w perspektywie tak krótkiego czasu jaki spędzamy na Ziemi wszelkie niepowodzenia zawodowe to tylko głupstwo. Najważniejsze jest dobro jakie otrzymujemy i jakie możemy dawać drugiemu człowiekowi. Czasami zdarza się, że jest ciężko, bo nasz świat jest niestety strasznie materialny, ale pozytywne nastawienie do życia potrafi działać cuda! 


Uwielbiam otaczać się pięknymi rzeczami, one wprawiają mnie w lepszy nastrój, ale nie muszą to być piękne "wielkie" (czyt. drogie) rzeczy. Nawet najdrobniejszy kubek kupiony za grosze niejednokrotnie sprawił mi więcej radości niż coś "wypasionego" :) Aby być prawdziwymi szczęściarzami musimy myśleć o tym, że już nimi jesteśmy, bo jak dla mnie fakt, że mogę z wami spotkać się na łamach bloga jest ogromną radością, której nie zamierzam kumulować, ale dzielić się nią!


Trochę nostalgiczny ten post, ale jego sens miał być w gruncie rzeczy wesoły! Zamieszczam kilka zdjęć moich wiosennych ptaszków, które zaczynają wprowadzać wiosnę do domu. Na kolejnym zdjęciu umieściłam szafkę łazienkową, która została wykonana własnoręcznie! Następnym razem powiem Wam jak małym kosztem zmienić przeznaczenie i funkcję przedmiotów w zależności od naszych potrzeb.


Nieustająco czekam na Wasze komentarze. Życzę wszystkim udanego,szczęśliwego każdego dnia nowego  tygodnia, i każdego następnego również!
Lulu


piątek, 15 lutego 2013

Misz-masz

Z różnych beczek dzisiejszy post i brakowało mi odpowiedniego tytułu :) Dzisiaj pierwszy z serii przepisów na  zdrowe odżywianie. U mnie jest to dzień pod znakiem roślin strączkowych, a dokładnie soczewicy. Będąc dzieckiem nie znosiłam wszelkich produktów z soczewicą, ale z czasem człowiek mądrzeje i powoli się do niej przekonuję. Najbardziej popularne są chyba pierogi z soczewicą lub zupa, ale mało z nas wykorzystuje ją w kuchni na co dzień bez uprzedniego przetworzenia. Wystarczy ją ugotować i mamy wspaniałą bazę do różnych ciekawych potraw. Ja na dzisiaj obstawiłam zapiekankę z soczewicą i kurczakiem. Wczoraj ugotowałam chyba tonę soczewicy, zrobiłam z niej pyszną sałatkę, której przygotowanie jest banalnie proste, a jedząc mamy wrażenie, że połykamy żywe mikroelementy, gdyż soczewica jest jedną z najzdrowszych roślin strączkowych, bogatą w wapń, żelazo i białko. Nie mam jeszcze drużyny piłkarskiej do wyżywienia, w związku z czym zostało mi jej trochę i wymyśliłam ciekawy przepis, który myślę, że na stałe zagości w naszym jadłospisie.



Lekka zapiekanka z kurczakiem i soczewicą

1 filet z kurczaka
szklanka ugotowanej soczewicy
1 por
tarty ser żółty (polecam długodojrzewający Bursztyn, jest to chyba jeden z najlepszej jakości serów jakie jadłam)
makaron pełnoziarnisty
1 jajko
szklanka mleka
3 łyżki bułki tartej
sól, pieprz, przyprawa do drobiu

Filet z kurczaka pokroić na małe kawałki i usmażyć, dodać posiekanego pora, ugotowaną soczewicę i przyprawy. Makaron ugotować al dente, dorzucić do usmażonych produktów i dobrze wymieszać. Przełożyć wszystko do naczynia żaroodpornego. Można dodać pomidory z puszki, wtedy zapiekanka będzie mniej sucha. Dodać roztrzepane z mlekiem jajko, wymieszać, posypać serem i bułką tartą. Wstawić do piekarnika i zapiekać przez ok 30 minut w temperaturze 170 stopni. 





Sałatka z soczewicą

szklanka soczewicy
2 pomidory
cebula
ogórki zielone lub kiszone
kukurydza
łosoś lub tuńczyk
olej rzepakowy z pierwszego tłoczenia
przyprawy

Wszystkie produkty wymieszać, dodać przyprawy jakie lubimy i olej rzepakowy. Bardzoooo sycące i jakie zdrowe!
Smacznego!

Wczoraj miałam też małego gościa, tupot białych stópek, tak go nazwijmy ;) Bratanica pomagała mi w przygotowaniu zapiekanki, a potem były wariacje poduchowe. Nie wiedziałam, że moje twory tak podobają się dzieciom :D Wulkan energii drzemie w dzieciach, czasami się zastanawiam jak to jest, że będąc dzieckiem tak nam się wszystkiego chce, a z czasem dorastania energia, którą mieliśmy przestaje się kumulować. Niektórym to oczywiście zostaje na dorosłe życie, mam nadzieję, że okres zimowy szybko ucieknie i już niedługo my wszyscy zaczniemy biegać, uśmiechać się częściej i cieszyć każdą chwilą! Mam na wiosnę tyle planów, że przydałaby się dłuższa doba, ale narazie ciszaaa. Nic więcej nie piszę, bo niespodzianki są super!


Jak widać uchwycenie tego brzdąca na zdjęciu graniczy z cudem ;) Wujek jak zwykle pozostaje niewzruszony...


Po wyczerpującym szaleństwie miło poleżeć na cioci poduchach ;)


Tymczasem zostawiam Was na weekend w nastroju przedwiosennym, chyba czas zakupić nowe hiacynty na okno, aby trochę przywołać moją ulubioną porę roku! Zaczęłam już nowe twory, trochę wiosenne, trochę wielkanocne. Dzisiaj zapowiedź, jutro więcej fotek. Czy Wam też już zima zbrzydła? Dobrze, że luty to krótki miesiąc ;)
Tradycyjnie czekam na Wasze komentarze!
Lulu


wtorek, 12 lutego 2013

Kominkowa alternatywa

Jesień tej zimy nie odpuszcza, rano śnieg, a potem ciepło i deszcz, chyba wszędzie jest słabo za wyjątkiem górskich szczytów, choć akurat dzisiaj u mnie zima jak trzeba! Od narzekania niestety słoneczniej ani przyjemniej się nie zrobi, dlatego musimy ratować się przed chandrą różnymi sposobami. Polecam wszelkiego rodzaju kawki z dodatkiem zimowych przypraw i herbatki owocowe. Kilka sprawdzonych i działających przepisów zamieszczam pod koniec posta.
Jednym z elementów nieodłącznie kojarzonym z moim wymarzonym miejscem na ziemi jest stary piec lub kominek zrobiony z cegieł "nadszarpniętych zębem czasu". Niestety urządzając obecne mieszkanie nie mogłam sobie na nic takiego pozwolić z powodu braku miejsca i możliwości kominowych.


Obecnie duża grupa "piecuchów" znajdujących się w podobnej sytuacji do mnie decyduje się na instalowanie portali kominkowych, co zamierzam uczynić w niedalekiej przyszłości. Planuję go wykonać przy współpracy męskiej części mojej rodziny :). Chciałabym, aby był niepowtarzalny, wykonany z bardzo starych, bielonych bali. Tymczasem odkryłam ciekawą alternatywę dla tych, którzy nie mogą pozwolić sobie bądź nie chcą portalu kominkowego. Latarnie, bo o nich mowa, też są świetną dekoracją, a wypełnione świecami wprowadzają piękny nastrój, dają też światło pochodne do kominkowego. Ich dodatkowym atutem jest mobilność, a letnia kolacja ze znajomymi na tarasie jest idealnym miejscem dla takiego rodzaju dekoracji. Natomiast zimą latarnie potrafią w piękny sposób zaaranżować pomieszczenie, ciepło świec i delikatny ich blask odmienią pokój nie do poznania.




Jakiś czas temu upolowałam, a raczej mój spostrzegawczy G. odnalazł w gąszczu gadżetów takie oto latarenki. Byłam zachwycona jakością ich wykonania, ponieważ niestety ciężko jest znaleźć porządne latarnie, wykonane z solidnych elementów metalowych i drewnianych w cenie nie przewyższającej niezłej klasy rower! Nie należały do najtańszych, ale w związku z tym, że były zdecydowanie w przystępnej cenie co do jakości zdecydowałam się na kupno dwóch :) Niestety nie mogę pozwolić sobie na pozostawienie ich obu w moim M ze względu na brak wystarczającej liczby metrów, dlatego też jedna z nich leci na sprzedaż. Jeżeli ktoś z Was ma ochotę nacieszyć oczy pięknym przedmiotem, który gwarantuję, że posłuży Wam długie lata (pod warunkiem, że nie macie małych psotników pod dachem ;)) to piszcie do mnie. Ja jestem zachwycona tymi latarniami, ich waga jest dość spora, jak na takie przedmioty, ale to tylko potwierdza ich jakość. Wnętrze w stylu skandynawskim czy prowansalskim będzie zachwycone takim gadżetem i z pewnością odwdzięczy Wam się pięknym widokiem.



Latarnie w roli żyrandola? Czemu nie! To z pewnością oryginalna forma zagospodarowania naszych sufitów, trochę fantazji pozwoli stworzyć bardzooo ciekawe pomysły dla naszych czterech ścian, a co najważniejsze, jeśli sami trochę przy tym pogrzebiemy, będziemy mieli pewność, że jesteśmy jedynymi posiadaczami  takich dekoracji!


źródło: internet



A teraz obiecane przepisy na sprawdzone rozgrzewacze!



Pamiętajcie, że dziś ostatni dzień obżarstwa, jutro ruszamy z hasłem DIETA, a właściwie ROZSĄDNE ODŻYWIANIE. Czy macie swoje sprawdzone sposoby na dania zdrowe i pożywne? Jeśli tak, to podzielcie się dobrymi wskazówkami. Wiem, że zima też może być dobrym czasem na rozpoczęcie zdrowego stylu życia. A tymczasem zjadamy wszystkie pyszności ze stołów, bo jutro buzia na kłódkę! ;)


Pozdrawiam Was i życzę udanego tygodnia!
Lulu


piątek, 8 lutego 2013

Czas miłości, miłości to czas...

Wielkimi krokami zbliżamy się do lutowego szaleństwa walentynkowego, które już na dobre zadomowiło się w Polsce. Ja należę do grupy przeciwników tego święta, ale w obecnej dobie skomercjalizowanego świata ciężko jest uciec od wszystkich serduszek i innych miłosnych bibelotów. Nie da się ukryć, że czternastego lutego kina są jednym z najbardziej obleganych miejsc w mieście, restauracje pękają w szwach, a samotni nie mogą patrzeć na zakochanych. Ja twierdzę, że takie sztuczne podsycanie uczuć jest zbędne, i jeśli się kogoś kocha, to każdego dnia powinniśmy okazywać tę miłość, a Walentynki są zbyt nienaturalne. Ale ja nie o tym...



Poduchy, które ostatnio wykonałam skojarzyły mi się z tym lutowym szaleństwem, choć przy przygotowywaniu grafik nie miałam takiego zamysłu. Jeśli więc komuś z Was przypadły jakieś do gustu i może macie ochotę trochę zaszaleć serduchowo, to zapraszam, piszcie do mnie! A może macie własne grafiki, które chcielibyście umieścić na poduchach czy innych tekstyliach? Jestem otwarta na wszelkie propozycje, możemy więc razem poeksperymentować!









Po tłustoczwartkowych słodkościach większość z nas nie może już patrzeć na rzeczy "cukropochodne". Tradycyjnych pączków chyba nie jest w stanie nic przebić, ale jeśli są wśród Was osoby nie przepadające za pączuchami, faworkami itd., które nie skorzystały z wczorajszego obżarstwa, to mam pewną alternatywę. A właściwie nawet DWIE!Z jednej i drugiej powinni skorzystać wszyscy jak najszybciej, bo już za kilka dni post i jak tradycja każe trzeba przejść na dietę;) Chyba poza początkiem roku post jest okresem, w którym najwięcej osób zarzeka się, że schudnie, a ile z tych postanowień pozostaje, to chyba niestety wszyscy wiemy...
Wracając do przyjemniejszego tematu deserów, to pierwszym jaki dla Was przygotowałam są bezy z truskawkami, taka Pavlova w wersji mini :) Zostało mi ostatnio trochę białek, więc aby się nie zmarnowały zrobiłam ten deser - jest bardzo szybki w przygotowaniu, trochę dłużej trwa pieczenie, ale niestety też trzeba mieć nieco doświadczenia z bezami, aby wyszły idealne, czyli chrupiące z zewnątrz i ciągnące w środku.









Pyszności numer dwa to coś dla łasuchów będących już na diecie ;) Pieczone jabłuszka z karmelizowanymi orzechami. Chyba nie ma lepszej rekomendacji niż akceptacja teścia, który stwierdził, że jabłuszka bomba! Ci co go znają wiedzą, że jego zdanie w kwestiach kulinarnych wiele znaczy ;) Przygotowanie od początku do końca nie powinno Wam zająć więcej niż 20-25 minut, zatem do dzieła!




Na dzisiaj już kończę, życzę Wam wszystkim moi drodzy podczytywacze udanego weekendu i tradycyjnie czekam na Wasze komentarze!
Lulu